środa, 21 marca 2012

Dzień Wagarowicza czy Dzień Pracusia?



Wczoraj grzebałam w ziemi.

Kuba podsumował to trafnie: "sezon wiosenny otwarty?".
Ma rację, dokładnie TAK. 
Nie wiem skąd biorą się na wiosnę suche liście? Z nieba czy co ? Bo na drzewach ich już nie ma? 
Jest też bardzo dużo podmarzłych gałązek irg. Będę je chyba przycinać ruski miesiąc - tyle ich jest. Zima w tym roku była sroga, oj sroga.

W ogrodzie szaleją sikorki - przyleciały pewnie z południa, bo zimną ich nie było. W trzy dni zjadły całą słoninkę, która wisiała nietknięta od stycznia. Kot jej chyba też nie dojrzał ;)

A teraz o śmiesznym spotkaniu - na drodze przed moim domem zobaczyłam zakonnicę, pędzącą na rowerze z rozwianym habitem, nawijającą wesoło i dźwięcznie przez telefon.  Na widok mojej miny, a był to szczerze rozbawiony uśmiech, zawołała radośnie "szczęść Boże" i pomknęła dalej. 
Scena jak z filmu, nie ? Tylko z jakiego?

Dziś niestety nie byłam na wagarach - chyba ten przywilej dotyczy tylko uczniów. A szkoda. Chociaż dzień był ponury, więc nie ma czego żałować. 

Zaraz zaczynam wstawiać przepisy. Będę je wklejać z mojej książki kucharskiej na onecie. Przenoszę wszystkie przepisy do bloga, bo onet mi się nie podoba. Nie publikuje wszystkich przepisów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz